Po uwagach
ogólnych na temat istnienia Towarzystwa
Poetów Nieznanych pora przybliżyć sylwetki poszczególnych twórców.
Zdaję sobie
sprawę, że wiadomości są niepełne, ale nie mam zbyt wielu źródeł informacji:
nie szperałem w archiwum państwowym ani nie kontaktowałem się z wszystkimi
poetami. W przypadku Benedykta Orechwo czy Jana Nepomucena Wątroby byłoby to
niemożliwe, gdyż obaj – podobnie jak Hubert Ostoja-Dybowski – już nie żyją. Z
kolei Miszczu wyjechał do Trójmiasta
i zerwał wszelkie kontakty z Bydgoszczą. Być może nawet też już nie żyje.
Dlatego w
moich ustaleniach często brakuje rzeczy tak podstawowych jak data i miejsce
urodzenia. Niemniej to, co wiem i co w gruncie rzeczy sprowadza się do anegdot o
ludziach żyjących gdzieś na peryferiach szarej i smutnej Polski Ludowej, jest
na tyle charakterystyczne dla tego środowiska poetyckiego, że warto te skąpe dane
przytoczyć, by mieć jako takie wyobrażenie o Towarzystwie.
Udało mi się co
nieco zgromadzić ze spuścizny artystycznej ugrupowania. Nie są to utwory
rewelacyjne – daleko im do mistrzostwa warsztatu poetyckiego Hubertusa i jego refleksji – niemniej
stanowią istotne uzupełnienie informacji o poszczególnych twórcach. Przytaczam
je na końcu każdej noty biograficznej.
Na początek
sylwetki dwóch poetów.
Makary Pytel – Ogniomistrz; Makar
Urodził się w
1943 roku, w Nowy Jasińcu koło Koronowa. Ukończył Technikum Drzewne, lecz przez
wiele lat pracował w Bydgoszczy, w Spółdzielni „Szklarmin” na etacie specjalisty ds. zaopatrzenia. Później różnie
bywało – handlował na targu pirackimi filmami i oprogramowaniem, był
ochroniarzem w sklepie i na parkingu, a nawet woźnym w przedszkolu. Od 2008
roku na emeryturze.
W latach
działalności Towarzystwa Poetów
Nieznanych mieszkał w jednym z baraków przy ulicy Władysława Bełzy 18.
ul. Władysława Bełzy 18 w Bydgoszczy |
Ożenił się z
Teresą Modrakowską, z którą ma cztery córki: Balbinę, Genowefę, Renatę i Adelę.
Doczekał się licznych wnuków.
Kiedy żona Ogniomistrza po raz czwarty miała rodzić
córkę, mistrz Hubertus tak
skomentował dobrą nowinę:
Którą
Makar wygibota
Szczęście
ją omota
I
od brzucha aż do ucha
Czeka
na malucha
Na udzielaniu
się Ogniomistrza w Towarzystwie Poetów Nieznanych
najbardziej zyskała najstarsza córka Makara,
czyli piękna Balbina. Otóż korespondencyjnie nawiązała kontakt z synem
Benedykta Orechwo zamieszkałym w Kanadzie, uzyskała odeń zaproszenie, wyjechała
i osiedliła się w Kanadzie.
Po przemianach
ustrojowych w Polsce pomogła młodszym siostrom, Geni i Reni, założyć modny gabinet
kosmetyczny „Cleo” przy ul. Jodłowej.
W Towarzystwie Poetów Nieznanych Makar
uchodził za szczególnego radykała, gdyż zawsze palił swoje i cudze wiersze –
chętnie nawet przed przeczytaniem. Koledzy po piórze podejrzewali jednak, że
często niczego nie pisał, a na pastwę ognia wydawał puste kartki.
Jego credo,
które podczas ceremonii palenia zwykł wygłaszać:
Poeto
Pośród życia wydarzeń
Bądź ogniomistrzem marzeń
I jak wodę spuszczasz po sraniu
Tak wiersze spal po przeczytaniu
W związku z tak iście płomiennym
podejściem do poezji nie zachowały się żadne wiersze artysty.
Benedykt Orechwo
Żył w latach
1921-1994. Z wykształcenia ekonomista. Podobno w 1948 roku jego żona wraz z
synem – via Berlin Zachodni – uciekła
z Polski do Kanady. Z tego powodu był szykanowany przez komunistów i w pracy
nigdy nie awansował. Nigdy też nie pozwolono mu wyjechać poza granice Polski.
Być może z
racji wieku i sąsiedztwa – mieszkał w pobliżu Hubertusa, na ul. Ustronie 3, w Bydgoszczy – był ulubieńcem
przywódcy Towarzystwa Poetów Nieznanych.
ul Ustronie 3 w Bydgoszczy |
Pisał wiersze
pięciosłowne, które określał mianem płaszczowców,
ponieważ poezje zawsze chował po kieszeniach męskich i damskich płaszczy w
sklepach odzieżowych. Do ich pisania nakłonił go sam Hubertus.
Pewnego razu
Orechwo wyznał, że chciałby pisać prawdziwe, japońskie haiku, ale żadnego nigdy
nie czytał, więc nie wie, jak to się robi. Hubert Ostoja-Dybowski odesłał go do
biblioteki miejskiej:
- Ależ Beniu,
na Starym Rynku z pewnością znajdziesz zbiór haiku.
- Czytałem,
mistrzu, ale to nie są tłumaczenia z japońskiego, tylko z angielskiego i
niemieckiego. Czyli są to haiku z drugiej ręki.
- To daruj
sobie to haiku. Lubisz sport?
- Lubię.
- To pisz
wiersze pięciosłowne.
-
Pięciosłowne?
- Tak, takie,
które składają się z pięciu słów.
- Ale dlaczego
niby z pięciu?
- No bo
olimpiada ma pięć kółek. Jest też dyscyplina pięciobój. A ty lubisz sport, czyż
nie?
- Lubię. Ale
czy to nie będzie za mało słów?
- Beniu, żeby
całkowicie życie odmienić, wystarczy jedno „Tak”
przed księdzem. A ty masz aż pięć słów! Z tego może powstać epopeja. Wierzę w
ciebie.
Podczas
popijaw Orechwo skarżył się kolegom, że niełatwo pisać płaszczowce:
- Nie dość, że
na dziale damskim ekspedientki brały mnie za fetyszystę, a na męskim za
złodzieja, to jeszcze tajniacy mogli się do mnie przyczepić, że ulotki
antypaństwowe w odzieży rozpowszechniam. –
Benedykt
Orechwo wśród znajomych słynął z wyrobu nalewek własnego pomysłu. Podobno w
mieszkaniu miał wąski, wysoki regał, w którym od góry do dołu, w dwóch rzędach,
stały butelki jednakiej wielkości i jednakiego kształtu. Wszystkie były
zapełnione domową produkcją i opatrzone starannie w tuszu wykaligrafowaną
nalepką z nazwą nalewki i datą powstania.
Czasem na
spotkania Poetów Nieznanych zabierał
jakąś butelkę oraz komplet miniaturowych kieliszków myśliwskich. Najczęściej
była to orzechowa „Hubertówka bydgoska”,
którą wymyślił na cześć mistrza Hubertusa.
Kiedy Cyryl
Zimny pierwszy raz ją kosztował, mocno wydziwiał:
- Beniu, nie
bądź skąpiradło. Nalej porządnie, a nie tyle, co kot napłakał. –
Ekonomista
spełnił jego życzenie i nalał mu po brzegi kieliszka po stu gramach wódki. Ten
chwycił trunek i wychylił duszkiem. Natychmiast oczy wyszły mu na wierzch,
zaczął rzęzić i słaniać się na nogach, gdyż Benedykt Orechwo zawsze robił
nalewki na czystym spirytusie.
- Co to było, miszczu? – pytał przestraszony Tadeusz
Kukulski zwany Miszczu.
- To był zimny
wrzask Cyryla Zimnego. – spokojnie oznajmił twórca „Hubertówki”.
Tadeusz
Kukulski też doczekał się własnej nalewki. „Tadejka
wiewiórówka” zrobiona na śliwkach nie była jednak hołdem dla jego
twórczości, lecz przypomnieniem karesów z jurną sąsiadką Zofią Fijałkowską
zakończonych chorobą weneryczną.
Twórczość:
4.
On
Ona
–
Jabłko
w zenicie
8.
Mąka
słów
Męką
dla nich
19.
Spojrzenie
sąsiadki –
Trucizna
w oknie
60.
Obiad!
–
Aż
żaby w brzuchu
83.
Koty
na dachu –
Hałas
miłości
96.
Zmęczenie
dniem –
Nawet
książka zasypia