sobota, 2 grudnia 2017

W kręgu Hubertusa cz. 2

Po uwagach ogólnych na temat istnienia Towarzystwa Poetów Nieznanych pora przybliżyć sylwetki poszczególnych twórców.
Zdaję sobie sprawę, że wiadomości są niepełne, ale nie mam zbyt wielu źródeł informacji: nie szperałem w archiwum państwowym ani nie kontaktowałem się z wszystkimi poetami. W przypadku Benedykta Orechwo czy Jana Nepomucena Wątroby byłoby to niemożliwe, gdyż obaj – podobnie jak Hubert Ostoja-Dybowski – już nie żyją. Z kolei Miszczu wyjechał do Trójmiasta i zerwał wszelkie kontakty z Bydgoszczą. Być może nawet też już nie żyje.
Dlatego w moich ustaleniach często brakuje rzeczy tak podstawowych jak data i miejsce urodzenia. Niemniej to, co wiem i co w gruncie rzeczy sprowadza się do anegdot o ludziach żyjących gdzieś na peryferiach szarej i smutnej Polski Ludowej, jest na tyle charakterystyczne dla tego środowiska poetyckiego, że warto te skąpe dane przytoczyć, by mieć jako takie wyobrażenie o Towarzystwie.
Udało mi się co nieco zgromadzić ze spuścizny artystycznej ugrupowania. Nie są to utwory rewelacyjne – daleko im do mistrzostwa warsztatu poetyckiego Hubertusa i jego refleksji – niemniej stanowią istotne uzupełnienie informacji o poszczególnych twórcach. Przytaczam je na końcu każdej noty biograficznej.

Na początek sylwetki dwóch poetów.


Makary Pytel – Ogniomistrz; Makar






Urodził się w 1943 roku, w Nowy Jasińcu koło Koronowa. Ukończył Technikum Drzewne, lecz przez wiele lat pracował w Bydgoszczy, w Spółdzielni „Szklarmin” na etacie specjalisty ds. zaopatrzenia. Później różnie bywało – handlował na targu pirackimi filmami i oprogramowaniem, był ochroniarzem w sklepie i na parkingu, a nawet woźnym w przedszkolu. Od 2008 roku na emeryturze.
W latach działalności Towarzystwa Poetów Nieznanych mieszkał w jednym z baraków przy ulicy Władysława Bełzy 18.



ul. Władysława Bełzy 18 w Bydgoszczy



Ożenił się z Teresą Modrakowską, z którą ma cztery córki: Balbinę, Genowefę, Renatę i Adelę. Doczekał się licznych wnuków.
Kiedy żona Ogniomistrza po raz czwarty miała rodzić córkę, mistrz Hubertus tak skomentował dobrą nowinę:

Którą Makar wygibota
Szczęście ją omota
I od brzucha aż do ucha
Czeka na malucha


Na udzielaniu się Ogniomistrza w Towarzystwie Poetów Nieznanych najbardziej zyskała najstarsza córka Makara, czyli piękna Balbina. Otóż korespondencyjnie nawiązała kontakt z synem Benedykta Orechwo zamieszkałym w Kanadzie, uzyskała odeń zaproszenie, wyjechała i osiedliła się w Kanadzie.
Po przemianach ustrojowych w Polsce pomogła młodszym siostrom, Geni i Reni, założyć modny gabinet kosmetyczny „Cleo” przy ul. Jodłowej.

W Towarzystwie Poetów Nieznanych Makar uchodził za szczególnego radykała, gdyż zawsze palił swoje i cudze wiersze – chętnie nawet przed przeczytaniem. Koledzy po piórze podejrzewali jednak, że często niczego nie pisał, a na pastwę ognia wydawał puste kartki.
Jego credo, które podczas ceremonii palenia zwykł wygłaszać:


Poeto
Pośród życia wydarzeń
Bądź ogniomistrzem marzeń
I jak wodę spuszczasz po sraniu
Tak wiersze spal po przeczytaniu

W związku z tak iście płomiennym podejściem do poezji nie zachowały się żadne wiersze artysty.



Benedykt Orechwo






Żył w latach 1921-1994. Z wykształcenia ekonomista. Podobno w 1948 roku jego żona wraz z synem – via Berlin Zachodni – uciekła z Polski do Kanady. Z tego powodu był szykanowany przez komunistów i w pracy nigdy nie awansował. Nigdy też nie pozwolono mu wyjechać poza granice Polski.
Być może z racji wieku i sąsiedztwa – mieszkał w pobliżu Hubertusa, na ul. Ustronie 3, w Bydgoszczy – był ulubieńcem przywódcy Towarzystwa Poetów Nieznanych.



ul Ustronie 3 w Bydgoszczy


Pisał wiersze pięciosłowne, które określał mianem płaszczowców, ponieważ poezje zawsze chował po kieszeniach męskich i damskich płaszczy w sklepach odzieżowych. Do ich pisania nakłonił go sam Hubertus.

Pewnego razu Orechwo wyznał, że chciałby pisać prawdziwe, japońskie haiku, ale żadnego nigdy nie czytał, więc nie wie, jak to się robi. Hubert Ostoja-Dybowski odesłał go do biblioteki miejskiej:

- Ależ Beniu, na Starym Rynku z pewnością znajdziesz zbiór haiku.
- Czytałem, mistrzu, ale to nie są tłumaczenia z japońskiego, tylko z angielskiego i niemieckiego. Czyli są to haiku z drugiej ręki.
- To daruj sobie to haiku. Lubisz sport?
- Lubię.
- To pisz wiersze pięciosłowne.
- Pięciosłowne?
- Tak, takie, które składają się z pięciu słów.
- Ale dlaczego niby z pięciu?
- No bo olimpiada ma pięć kółek. Jest też dyscyplina pięciobój. A ty lubisz sport, czyż nie?
- Lubię. Ale czy to nie będzie za mało słów?
- Beniu, żeby całkowicie życie odmienić, wystarczy jedno „Tak” przed księdzem. A ty masz aż pięć słów! Z tego może powstać epopeja. Wierzę w ciebie.

Podczas popijaw Orechwo skarżył się kolegom, że niełatwo pisać płaszczowce:

- Nie dość, że na dziale damskim ekspedientki brały mnie za fetyszystę, a na męskim za złodzieja, to jeszcze tajniacy mogli się do mnie przyczepić, że ulotki antypaństwowe w odzieży rozpowszechniam. –

Benedykt Orechwo wśród znajomych słynął z wyrobu nalewek własnego pomysłu. Podobno w mieszkaniu miał wąski, wysoki regał, w którym od góry do dołu, w dwóch rzędach, stały butelki jednakiej wielkości i jednakiego kształtu. Wszystkie były zapełnione domową produkcją i opatrzone starannie w tuszu wykaligrafowaną nalepką z nazwą nalewki i datą powstania.
Czasem na spotkania Poetów Nieznanych zabierał jakąś butelkę oraz komplet miniaturowych kieliszków myśliwskich. Najczęściej była to orzechowa „Hubertówka bydgoska”, którą wymyślił na cześć mistrza Hubertusa.
Kiedy Cyryl Zimny pierwszy raz ją kosztował, mocno wydziwiał:

- Beniu, nie bądź skąpiradło. Nalej porządnie, a nie tyle, co kot napłakał. –

Ekonomista spełnił jego życzenie i nalał mu po brzegi kieliszka po stu gramach wódki. Ten chwycił trunek i wychylił duszkiem. Natychmiast oczy wyszły mu na wierzch, zaczął rzęzić i słaniać się na nogach, gdyż Benedykt Orechwo zawsze robił nalewki na czystym spirytusie.

- Co to było, miszczu? – pytał przestraszony Tadeusz Kukulski zwany Miszczu.
- To był zimny wrzask Cyryla Zimnego. – spokojnie oznajmił twórca „Hubertówki”.

Tadeusz Kukulski też doczekał się własnej nalewki. „Tadejka wiewiórówka” zrobiona na śliwkach nie była jednak hołdem dla jego twórczości, lecz przypomnieniem karesów z jurną sąsiadką Zofią Fijałkowską zakończonych chorobą weneryczną.


Twórczość:



4.

On
Ona –

Jabłko w zenicie

8.

Mąka słów
Męką dla nich

19.

Spojrzenie sąsiadki –
Trucizna w oknie

60.

Obiad! –
Aż żaby w brzuchu

83.

Koty na dachu –
Hałas miłości

96.

Zmęczenie dniem –
Nawet książka zasypia