sobota, 2 czerwca 2018

Majówka-rowerówka w Toruniu

Królowa selfie – Basieńka, Janusz i ja, i… Most Generałowej


Toruń, kiedy nie bywa nadętym pychą i wrogim Bydgoszczy Trolluniem, jest całkiem przyjemnym celem rowerowych wojaży. Prowadzi doń droga bezpieczna – przez Wałdowo Królewskie, Skłudzewo, Czarne Błoto i Cegielnik – bezpieczna, gdyż po części porzucona przez motoryzację na rzecz nowocześniejszych rozwiązań asfaltowych. Żeby jednak nie było tak słodko miłośnikom dwóch kółek, słowo „porzucona” należy rozumieć też jako „zaniedbana” i spodziewać się całkiem sporej ilości dziur.
Od naszej ostatniej, zbiorowej wycieczki do Torunia minęło kilka lat, a w tym czasie w grodzie Kopernika sporo się zmieniło. Pragnęliśmy zatem wspólnie obejrzeć i nową świątynię pod egidą Radia Maryja, i salę koncertową na Jordankach, i Most Wschodni im. gen. Elżbiety Zawackiej.
Trochę na wyrost Januszowi i mnie wydawało się, że wystarczy rozpuścić sms-owe wici, by drużyna na dwóch kółkach jak jeden mąż stawiła się na punkcie zbiórki. Lata rowerowej absencji oraz tłuszczyk na brzuszku sprawiły, że nie udało się nam poderwać ludzi do jazdy, choć to od Mostu Fordońskiego zaledwie 40 km…
Entuzjastycznie zareagowała tylko Basieńka – urocza ptaszyna, która ćwiczy jogę, kijaszki nordic walking, a także formę przed 10-ciokilometrowym biegiem w ramach Bydgoskiego Festiwalu Biegowego. Zatem tylko w trójkę – Basieńka na swoim Żądełku, Janusz na Błękitnym Xięciu i ja na Czarnym Proroku – wyruszyliśmy w trasę. 



Janusz i Basia na miejscu spotkania, czyli przed Mostem Fordońskim.



Długie i zdecydowane wzniesienie w Wałdowie Królewskim
to najtrudniejszy etap wycieczki. Na szczęście ścieżka rowerowa
czyni go bezpiecznym dla cyklistów.
Z językiem długim do kierownicy wszyscy daliśmy radę. 



Oto ono: sanktuarium w Toruniu, sanktuarium ze składek
słuchaczy Radia Maryja, sanktuarium o monstrualnej nazwie –
Kościół Najświętszej Marii Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji
i św. Jana Pawła II w Toruniu.
Ale wbrew nazwie to bardzo piękny obiekt architektoniczny. 



Medytacyjne wygibasy Basieńki przed świątynią
zapowietrzyły Janusza. Jednak w świetle naszego późniejszego
uczestnictwa we mszy okazały się zbawienne,
bo trzeba wiele cierpliwości, by przetrzymać celebrę
u Ojca Dyrektora.
Kiedy Basia prężyła się jogą…



…ja niczym św. Franciszek witałem się z ptactwem.



Z pierwszymi Piastami jesteśmy za pan brat.



Płaskorzeźba na jednej ze ścian to swoiste odwzorowanie
rysunku „Polonia” Artura Grottgera. 


Zbliżało się południe. Jako że należymy do ludzi praktykujących uczestnictwo w niedzielnej mszy, przy okazji zwiedzania świątyni pobudowanej z inicjatywy dyrektora Radia Maryja, księdza Tadeusza Rydzyka, postanowiliśmy właśnie tu spełnić religijną powinność.
Nie był to najszczęśliwszy pomysł. Złe przeczucie już ogarnęło mnie, kiedy przy dźwiękach fanfar pojawił się orszak księży w pysznych, karmazynowych szatach. Za dużo ich było i towarzyszyło im kilku wyrośniętych ministrantów, jakby wyselekcjonowana straż przyboczna. Wprawdzie było Matki Boskiej Zielnej, ale było zbyt dostojnie, zbyt pompatycznie, by się mogło szybko skończyć. Zwłaszcza że mszę prowadził charyzmatyczny Ojciec Dyrektor, który nie omieszkał wygłosić kazania.
Cóż to było za kazanie! Z ogniem i rozumem! Z dowcipem i elokwencją! I długie jak spaghetti!
W ławkach nie starczyło dla nas wolnego miejsca, więc jak inni wierni przycupnęliśmy na gzymsie przy ścianie. Marmurowy występ był niewielki – dla siedzenie niewygodny, bo trzeba było zapierać się nogami, żeby dupskiem nie bęcnąć o posadzkę.
Siedziało nam się jako tako, ale gdy przyszła pora na kazanie… Janusz nieopatrznie zdjął okulary przeciwsłoneczne, więc na jego twarzy malowała się rozpaczliwa walka z sennością. Gdy Morfeusz zwyciężał – Janusz zsuwał się z gzymsu i raptownie budził. Przez chwilę był przytomny i znów senność, i znów lot z gzymsu.
Barbara – przed świątynią rozruszawszy mięśnie szarych komórek jogą – słuchała księdza Tadeusza pilnie jak wzorowa uczennica w szkole. Ja zaś byłem wiercipiętą: to gapiłem się na wiernych, to na lampy u ścian, to na zdobienia w kościele. Żałowałem, że nigdzie nie było pań o ponętnych dekoltach. Nade wszystko jednak wypatrywałem końca długiego spicza.
Moim penetracjom wzrokowym sprzyjały ciemne szkła, których z nosa nie zdjąłem, jako żem krótkowidz.
Minęło dziesięć, piętnaście i dwadzieścia minut przemowy. Wreszcie po czterdziestu minutach zauważyłem, że Ojciec Dyrektor przy ambonie powoli zamyka grubachną książkę.
- Basieńko, zaraz będzie koniec! – z radości łokciem trąciłem dziewczynę.
Ale po solidnej księdze ksiądz Tadeusz Rydzyk wyjął gazetę i zrobił nam solidną prasówkę…

Opuściliśmy przybytek Najświętszej Marii Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II w Toruniu po bitych dwóch godzinach. Opuściliśmy szczęśliwi, bo pocieszeni rzuconą mimochodem uwagą Ojca Dyrektora: „Moi drodzy, skoro ta msza jest tak krótka, pozwolę sobie jeszcze powiedzieć…” Przecież ta msza nie musiała być wcale tak krótka, przecież mogła być taka, jak zawsze… 



Mocną stroną świątyni są przepiękne mozaiki. 



Światło w sklepieniu 



Spośród wielu ciekawych obiektów w kościele,
mój wzrok przyciągnął święty mnich, który jako żywo wyglądał
jak Kazimierz Opaliński w roli Pustelnika
w filmie Wojciecha Hasa „Rękopis znaleziony w Saragossie”. 



Prymas Tysiąclecia pobłogosławił Basieńkę,
bo skoro tak dzielnie kręciła nóżkami na rowerze,
nie jest zwykłą grzesznicą… 



Myśleliśmy z Januszem, że słynna sala koncertowa
zachwyci naszą towarzyszkę. Ale widząc
architektoniczną dumę torunian, czyli Jordanki,
Basia jęknęła tylko: „O, rany, paszcza dinozaura!”



Basieńka i ja, i komunikacyjna panorama
z Mostem Generałowej w tle

Most Wschodni, czyli Generałowej  – kilka danych

Dwuprzęsłowy, zaprojektowany przez architektów pod kierunkiem mgr inż. Marka Sudaka został wybudowany w latach 2010-2013. Długość samego mostu to 540 m, ale całej trasy mostowej – 4,1 km. Szerokość całkowita – 30 m. Dopuszczalna masa pojazdu to 50 ton. Nadano mu imię gen. Elżbiety Zawackiej.

Elżbieta Zawacka urodziła się w Toruniu w 1909 roku i zmarła tamże, w 2009 roku. W czasie wojny była kurierką Komendy Głównej AK. Jako jedyna spośród 15 kandydatek pomyślnie przeszła trening i służyła w szeregach cichociemnych. Po wojnie oddała się nauce i uzyskała tytuł profesora nauk humanistycznych. Zajmowała się historią najnowszą. Odznaczona Orderem Orła Białego była drugą kobietą w dziejach oręża polskiego, która awansowała na stopień generała brygady. 




Rozglądamy się po moście. 
Jego rozmach poruszył nawet Janusza.
I on – co wyjątkowo rzadkie! – macha pamiątkowe fotki.


Most Wschodni w pełnej krasie. 



W powrotnej drodze nie sposób nie rzucić okiem 
na najsłynniejszego turunianina, który całe życie
skrzętnie unikał rodzinnego miasta. 



W oczekiwaniu na pociąg, który powiezie nas do Bydgoszczy,
bo wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. 

Suplement majówki

W tydzień po naszej wędrówce rowerowej Basieńka wzięła udział w Bydgoskim Festiwalu Biegowym, na dystansie 10km. I taki był dla niej prawdziwy, a więc nierowerowy, koniec maja.
Do udziału w biegu namówił ją Artur – weteran owego Festiwalu. Obojgu poszło dobrze. I mimo wielu profesjonalnych biegaczy nie byli na szarym końcu.
Czas Basieńki to 1 godzina, 2 minuty, 19 sekund. Brawo! 




Basieńka dziarsko przebiera nóżkami
i macha rączkami na ul. rtm. Witolda Pileckiego… 



…i mimo zmęczenia pełna werwy pręży się 
na ostatnich metrach przed metą. 



Basieńka i Artur prezentują pamiątkowe medale.