Królowa selfie – Basieńka, Janusz i ja, i… Most Generałowej
|
Toruń, kiedy
nie bywa nadętym pychą i wrogim Bydgoszczy Trolluniem,
jest całkiem przyjemnym celem rowerowych wojaży. Prowadzi doń droga bezpieczna
– przez Wałdowo Królewskie, Skłudzewo, Czarne Błoto i Cegielnik – bezpieczna,
gdyż po części porzucona przez motoryzację na rzecz nowocześniejszych rozwiązań
asfaltowych. Żeby jednak nie było tak słodko miłośnikom dwóch kółek, słowo „porzucona” należy rozumieć też jako „zaniedbana” i spodziewać się całkiem
sporej ilości dziur.
Od naszej
ostatniej, zbiorowej wycieczki do Torunia minęło kilka lat, a w tym czasie w grodzie
Kopernika sporo się zmieniło. Pragnęliśmy zatem wspólnie obejrzeć i nową
świątynię pod egidą Radia Maryja, i
salę koncertową na Jordankach, i Most Wschodni im. gen. Elżbiety Zawackiej.
Trochę na
wyrost Januszowi i mnie wydawało się, że wystarczy rozpuścić sms-owe wici, by drużyna na dwóch
kółkach jak jeden mąż stawiła się na punkcie zbiórki. Lata rowerowej absencji
oraz tłuszczyk na brzuszku sprawiły, że nie udało się nam poderwać ludzi do
jazdy, choć to od Mostu Fordońskiego zaledwie
40 km…
Entuzjastycznie
zareagowała tylko Basieńka – urocza ptaszyna, która ćwiczy jogę, kijaszki nordic walking, a także formę przed
10-ciokilometrowym biegiem w ramach Bydgoskiego
Festiwalu Biegowego. Zatem tylko w trójkę – Basieńka na swoim Żądełku, Janusz na Błękitnym Xięciu i ja na Czarnym
Proroku – wyruszyliśmy w trasę.
Janusz i Basia na miejscu spotkania, czyli przed Mostem Fordońskim. |
…ja niczym św. Franciszek witałem się z ptactwem. |
Z pierwszymi
Piastami jesteśmy za pan brat.
|
Płaskorzeźba
na jednej ze ścian to swoiste odwzorowanie rysunku „Polonia” Artura Grottgera. |
Zbliżało się
południe. Jako że należymy do ludzi praktykujących uczestnictwo w niedzielnej
mszy, przy okazji zwiedzania świątyni pobudowanej z inicjatywy dyrektora Radia
Maryja, księdza Tadeusza Rydzyka, postanowiliśmy właśnie tu spełnić religijną powinność.
Nie był to
najszczęśliwszy pomysł. Złe przeczucie już ogarnęło mnie, kiedy przy dźwiękach
fanfar pojawił się orszak księży w pysznych, karmazynowych szatach. Za dużo ich
było i towarzyszyło im kilku wyrośniętych ministrantów, jakby wyselekcjonowana
straż przyboczna. Wprawdzie było Matki Boskiej Zielnej, ale było zbyt
dostojnie, zbyt pompatycznie, by się mogło szybko skończyć. Zwłaszcza że mszę
prowadził charyzmatyczny Ojciec Dyrektor, który nie omieszkał wygłosić kazania.
Cóż to było za
kazanie! Z ogniem i rozumem! Z dowcipem i elokwencją! I długie jak spaghetti!
W ławkach nie
starczyło dla nas wolnego miejsca, więc jak inni wierni przycupnęliśmy na
gzymsie przy ścianie. Marmurowy występ był niewielki – dla siedzenie
niewygodny, bo trzeba było zapierać się nogami, żeby dupskiem nie bęcnąć o
posadzkę.
Siedziało nam
się jako tako, ale gdy przyszła pora na kazanie… Janusz nieopatrznie zdjął
okulary przeciwsłoneczne, więc na jego twarzy malowała się rozpaczliwa walka z
sennością. Gdy Morfeusz zwyciężał – Janusz zsuwał się z gzymsu i raptownie
budził. Przez chwilę był przytomny i znów senność, i znów lot z gzymsu.
Barbara –
przed świątynią rozruszawszy mięśnie szarych komórek jogą – słuchała księdza
Tadeusza pilnie jak wzorowa uczennica w szkole. Ja zaś byłem wiercipiętą: to
gapiłem się na wiernych, to na lampy u ścian, to na zdobienia w kościele.
Żałowałem, że nigdzie nie było pań o ponętnych dekoltach. Nade wszystko jednak
wypatrywałem końca długiego spicza.
Moim
penetracjom wzrokowym sprzyjały ciemne szkła, których z nosa nie zdjąłem, jako
żem krótkowidz.
Minęło
dziesięć, piętnaście i dwadzieścia minut przemowy. Wreszcie po czterdziestu
minutach zauważyłem, że Ojciec Dyrektor przy ambonie powoli zamyka grubachną
książkę.
- Basieńko,
zaraz będzie koniec! – z radości łokciem trąciłem dziewczynę.
Ale po
solidnej księdze ksiądz Tadeusz Rydzyk wyjął gazetę i zrobił nam solidną
prasówkę…
Opuściliśmy
przybytek Najświętszej Marii Panny
Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II w Toruniu po bitych dwóch
godzinach. Opuściliśmy szczęśliwi, bo pocieszeni rzuconą mimochodem uwagą Ojca
Dyrektora: „Moi drodzy, skoro ta msza
jest tak krótka, pozwolę sobie jeszcze powiedzieć…” Przecież ta msza nie
musiała być wcale tak krótka, przecież mogła być taka, jak zawsze…
Mocną stroną świątyni są przepiękne mozaiki. |
Światło w
sklepieniu
|
Prymas
Tysiąclecia pobłogosławił Basieńkę,
bo skoro tak dzielnie kręciła nóżkami na
rowerze,
nie jest zwykłą grzesznicą…
|
Myśleliśmy z
Januszem, że słynna sala koncertowa
zachwyci naszą towarzyszkę. Ale widząc
architektoniczną
dumę torunian, czyli Jordanki,
Basia
jęknęła tylko: „O, rany, paszcza
dinozaura!”
|
Basieńka
i ja, i komunikacyjna panorama z Mostem Generałowej w tle |
Most Wschodni,
czyli Generałowej – kilka danych
Dwuprzęsłowy,
zaprojektowany przez architektów pod kierunkiem mgr inż. Marka Sudaka został
wybudowany w latach 2010-2013. Długość samego mostu to 540 m, ale całej trasy
mostowej – 4,1 km. Szerokość całkowita – 30 m. Dopuszczalna masa pojazdu to 50
ton. Nadano mu imię gen. Elżbiety Zawackiej.
Elżbieta
Zawacka urodziła się w Toruniu w 1909 roku i zmarła tamże, w 2009 roku. W
czasie wojny była kurierką Komendy Głównej AK. Jako jedyna spośród 15
kandydatek pomyślnie przeszła trening i służyła w szeregach cichociemnych. Po
wojnie oddała się nauce i uzyskała tytuł profesora nauk humanistycznych.
Zajmowała się historią najnowszą. Odznaczona Orderem Orła Białego była drugą
kobietą w dziejach oręża polskiego, która awansowała na stopień generała
brygady.
Rozglądamy się
po moście.
Jego rozmach poruszył nawet Janusza.
I on – co wyjątkowo rzadkie! –
macha pamiątkowe fotki.
|
Most Wschodni w pełnej krasie.
|
W powrotnej
drodze nie sposób nie rzucić okiem
na najsłynniejszego turunianina, który całe życie
skrzętnie unikał rodzinnego miasta.
|
W oczekiwaniu
na pociąg, który powiezie nas do Bydgoszczy,
bo wszędzie dobrze, ale w domu
najlepiej.
|
Suplement majówki
W tydzień po
naszej wędrówce rowerowej Basieńka wzięła udział w Bydgoskim Festiwalu Biegowym, na dystansie 10km. I taki był dla
niej prawdziwy, a więc nierowerowy, koniec maja.
Do udziału w
biegu namówił ją Artur – weteran owego Festiwalu.
Obojgu poszło dobrze. I mimo wielu profesjonalnych biegaczy nie byli na szarym
końcu.
Czas Basieńki
to 1 godzina, 2 minuty, 19 sekund. Brawo!
Basieńka
dziarsko przebiera nóżkami
i macha rączkami na ul. rtm. Witolda Pileckiego…
|
…i mimo zmęczenia pełna werwy pręży się
na ostatnich metrach przed metą.
|
Basieńka i
Artur prezentują pamiątkowe medale.
|