wtorek, 10 lipca 2018

Fara z XV wieku – katedrą wieku XXI-go




Nasza bydgoska Fara z XV wieku jest świątynią szczególną – niby kościół, ale jakiś taki bez wyrazistego kształtu, sklecony z kilku ceglanych bud i skarlałej dzwonnicy i gdyby nie barokowa wieżyczka z sygnaturką na dachu bardziej kojarzyłby się z budynkami gospodarczymi niż sakralnymi. W rzędzie innych domostw Starego Miasta niczym się nie wyróżnia. Nawet dobitnie nie góruje nad nimi.






Stylistycznie przynależy do gotyku, ale ten gotyk jakiś taki biedny, skundlony – ani strzelisty, ani przysadzisty – bez rozet, szykownych portali, chimer pod dachem i fantazyjnych gargulców. Wprawdzie w swoim czasie ubogacono świątynię kaplicami, lecz popadły w ruinę i ostała się tylko jedna – kaplica św. Krzyża, która kopułą renesansową przypomina Kaplicę Zygmuntowską na Wawelu. W obiekcie – starannie polichromowanym w stylu art déco – znajduje się konfesjonał. To swoista strażnica nabożna, gdyż przez cały dzień w konfesjonale czuwa spowiednik. I każdy, kto moralnie upadł, w kaplicy św. Krzyża może się wyzbyć grzeszków.
Wnętrze Fary nie odbiega od innych, prowincjonalnych kościołów: ani tu monumentalny ogrom, ani wzniosłe freski, ani przepych wystroju. A jednak jest coś dziwnego, coś charakterystycznego tylko dla tego miejsca – swoista przytulność.
Konia z rzędem temu, kto uwierzy, iż zestawienie fioletu z zielenią, czerwienią, kolorem niebieskim, pomarańczowym i złotym nie wyda się dekoracją ponurą, odpychającą, wręcz depresyjną. Ale w kościele pod wezwaniem świętych Marcina i Mikołaja zimne ubarwienie ścian, kolumn i sufitu absolutnie nie zaciemniło świątyni, nie uczyniło zeń miejsca estetycznej katorgi. Tu chętnie się przebywa, chętnie modli, rozmyśla. Kto nie wierzy, niech w dzień powszedni przyjdzie do Fary o godzinie 11,30, a usłyszy, jak ludzie sami z siebie odmawiają różaniec…
Przyznaje, że ilekroć na mieście kupię książkę, lubię wpaść do Fary, by w jej zaciszu nieco podelektować się szelestem kartek i miąższem słów, zanim w domowych pieleszach ogarnie mnie szaleństwo czytania.
Purystom historycznym najważniejsza świątynia w mieście może się wydać skandalem, albowiem w kwestii wyposażenia jest w dużym stopniu zbieraniną po innych kościołach, zwłaszcza karmelitów i bernardynów. Jest tu świetny, pobernardyński ołtarz św. Rocha z XVII-go wieku z rozczulająco nieporadnym wizerunkiem świętego, którego największą wartością jest… czas namalowania, czyli rok 1841. Rokokowa ambona na filarze to z kolei spadek po karmelitach. Natomiast dzwony przywędrowały do Fary aż z Kamieńca Podolskiego, gdzie jeden był świadkiem oblężenia Turków w 1672 roku i składania przysięgi w katedrze przez pana pułkownika Wołodyjowskiego oraz jego przyjaciela Kettliga, co Sienkiewicz uwiecznił na kartach Trylogii.
Mnie ten sakralny miszmasz w zupełności odpowiada. Jest dowodem na to, że kościół nie jest skamienieliną, że żyje w rytm życia wiernych, że nie tracąc nic ze swej intymności staje się coraz piękniejszy. Każda epoka odciska na Farze swe piętno. Nawet nasza. Witraże bowiem są dziełem dwudziestowiecznym autorstwa Henryka Nostitz-Jackowskiego z Poznania i jego ucznia – Edwarda Kwiatkowskiego z Torunia, stacje Drogi Krzyżowej z 1910 roku zrealizował bydgoszczanin z Francji – Franciszek Black, zaś Drzwi Jubileuszowe z brązu – wykonane z potrójnej okazji, czyli 2000-lecia chrześcijaństwa, 1000-lecia metropolii gnieźnieńskiej i 500-lecia kościoła farnego w Bydgoszczy – stworzył Michał Kubiak.






Fara potrafi zaskakiwać. Ostatnio złotym skarbem z XVII wieku odkrytym przez archeologów podczas prac w świątyni. Przy okazji odsłonięto również krypty, w których znajdowały się ludzkie szczątki.
Warto też wspomnieć, że najcenniejszy obraz w kościele farnym – gotycka „Madonna z różą” umieszczona w barokowym ołtarzu – mimo że od dawna słynący łaskami, dopiero na początku XIX wieku został należycie wyeksponowany, albowiem dopiero wtedy, po renowacji świątyni, ołtarz wraz z „Madonną” stał się ołtarzem główny. Piękno maryjnego wizerunku odkryto jeszcze później, bo aż po stu latach. Wtedy właśnie, w 1922 roku, zdjęto metalowe sukienki, blachy i papierowe oleodruki, by poddać malowidło konserwacji.
Gotycką Matką Boską z Bydgoszczy zachwycił się Prymas Tysiąclecia. W 1966 roku koronował obraz i nazwał Matką Bożą Pięknej Miłości. Kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu towarzyszył wówczas metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła, który po trzydziestu trzech latach, już jako papież Jan Paweł II, ponownie koronuje „Madonnę z różą”.
Na urodę postaci Matki Boskiej z Fary nie pozostał obojętny również Hubertus. Ten zapomniany poeta wiele lat po śmierci swej żony Elise Rosenbaum pisał bowiem:







DO MADONNY Z RÓŻĄ

O Pani z różą z Dziecięciem w ramionach
Któraś spowita w płaszcz nieba
Której anioły dźwigają korony ciężar złoty
I Która próśb słuchasz z ołtarza w witrażach

Pięknej miłości Tyś strażniczką wierną –
W zakolu Brdy i w miasta rozkwicie
Wspierasz nadzieją kochanków nieśmiałych
I na życie we dwoje małżonkom dajesz siłę

Wejrzyj zatem na me serce zbolałe –
Zranione utratą osoby kochanej
Zepchnięte w samotność niespełnieniem
Pogrążone w udręce zwątpienia

Niechaj raz jeszcze miłością się uniosę
I niechaj kocham nawet bez odwzajemnienia
Albowiem miłość jest warunkiem życia
Albowiem życie jest dążeniem ku Tobie

Hubert Ostoja-Dybowski z tomu „W cieniu mojego miasta”

W 2004 roku nasz kościół farny został podniesiony do rangi katedry. To niewątpliwy zaszczyt, bo to jedyna katedra w Bydgoszczy, ale mam nadzieję, że bydgoszczanie jak dawniej o świątyni czule będą mówić: „Fara”.