niedziela, 25 listopada 2018

11.XI.1918 – 11.XI.2018 – 100 lat odzyskania Niepodległości


11 listopada 19118 roku – symboliczna data odzyskania przez Polskę państwowości po 123 latach niewoli – to data, którą komuniści starali się wymazać ze świadomości Polaków: wszak dla nich prawdziwa wolność to posłuszeństwo wobec mądrości Marksa i Lenina zakładającej szczęście skąpej strawy dla wyniszczonego bezproduktywną robotą niewolnika, a że to nie nastąpiło z ponownymi narodzinami naszej Polski, tylko z wyzwoleniem naszego kraju z rąk ludobójczych Niemiec do komunizmu przez Armię Czerwoną, więc dla rodzimych czcicieli „postępowego świata à la bolszewik” Polska zrodziła się dopiero z Manifestem Lipcowym PKWN z 22 lipca 1944 roku.
Komunizm w Polsce upadł, ale… komuniści zostali. Przebrani w garnitury liberałów, wypasieni na szemranych interesach i bezwstydnym dojeniu skarbu państwa prawie trzydzieści lat sprawowali władzę i… jak dawniej starali się wymazać 11.XI.1918 z pamięci narodu. Tym razem czynili to pod szczytnymi hasłami Unii Europejskiej: po co wam Polska? – przecież mamy jedną Unię i jeden naród europejski stworzymy, gdzie każdy mężczyzna będzie kobietą, a kobieta mężczyzną, gdzie każdy może kochać każdego w każdy otwór w ciele, gdzie wiara w niemodnego Boga będzie grzechem, a rozkosz najwyższym prawem, gdzie brak kultury będzie kulturą, a sztuką każda rzecz lub czynność każdego człowieka, który będzie miał ochotę uznać się za artystę, gdzie aborcja i eutanazja będą formą kaprysu. A patriotyzm? – owszem, jest troszkę potrzebny, ale taki miły i słodki à la bardzo mądry pan prezydent Komorowski, czyli Orzeł z Czekolady, co puszcza różowe baloniki…
Owi liberałowie, a tak naprawdę ordynarni lewacy, mimo iż szerzą bolszewizm kulturowy i teatralnie brzydzą się mordowaniem ludzi nie wykazujących się entuzjazmem dla ich wizji świata, jak to czynili ich stalinowscy protoplaści, bezwzględnie tłumili wszelkie społeczne sposoby świętowania 11 Listopada: pałowanie przez policję i aresztowania, nasyłanie na Polaków siepaczy z kraju Hitlera (tzw. Antifę), dokonywanie aktów terrorystycznych, by przypisać je manifestującym (płonąca budka pod ambasadą Rosji). Kiedyś byli niegodziwcami w imię sojuszu ze Związkiem Sowieckim, a dziś są w imię sojuszu z Unią Europejską.
Utrata władzy, a zarazem utrata finansowych przywilejów, pchnęła niedawnych beneficjentów III RP do jawnej zdrady Polski: nie ma takiej śliny, którą na naszą ojczyznę by nie pluli, i nie ma takiej niegodziwości, której by jej nie przypisali. Szkalują w międzynarodowych mediach, szkalują w parlamencie europejskim, szkalują podczas zagranicznych podróży naszych dyplomatów. W tej materii nie są innowatorami – mają poprzedników spod znaku Targowicy, a więc tych, którzy doprowadzili do rozbiorów Polski.
Nic więc dziwnego, że Setna Rocznica Odzyskania Niepodległości przez sprzedawczyków spod znaku Schetyny, Michnika, TvN-u czy Lisa została światu przedstawiona jako potężna parada faszystów.
W tej potężnej paradzie i ja mam swój skromny udział. A zaczęło się to rok temu, kiedy Basieńka wzięła udział w Bydgoskim Biegu Niepodległości. Radując się z jej sukcesu – swobodnie przebiegła 5 km – pochopnie rzuciłem obietnicę, że za rok, gdy będzie setna rocznica Odzyskania Niepodległości, też z nią pobiegnę.
Niestety, Basia jest pamiętliwa i nie obróciła moich słów ani w żart, ani w typowy dla Polaków słomiany ogień. Cóż, miałem ją zawieść? Chcąc nie chcąc, ja – który zawsze uważałem, że człowiek powinien biegać tylko w dwóch przypadkach: po pierwsze, gdy goni go pies, a po drugie, gdy ucieka mu autobus – zabrałem się do trenowania.
Pierwsze 800 metrów w kwietniu to była katastrofa. Potem było coraz lepiej i dłużej. W lipcu już biegałem pięciokilometrówki. Regularnie dwa razy w tygodniu. W straszliwych tegorocznych upałach i czasami w deszczach. Były chwile słabości – kurcze w nodze, bóle kolan, nierówny oddech.

Próbowałem do biegania namówić Janusza – towarzysza wszelkich eskapad na dwóch kółkach – zwłaszcza że zbyt upalne latoś rowerzystom nie sprzyjało, ale gdzie tam!

- Gdybym miał ze dwadzieścia kilo mniej, to może bym pobiegł. – kręcił nosem, choć drzewiej intensywnie zajmował się triathlonem.

Nie było rady, sam musiałem się mordować w kwadracie najbliższych ulic, czyli 3 okrążenia po 1,7km. Przy okazji stwierdziłem celność złośliwego określenia samochodów „blachosmrodami” zwłaszcza w szczycie ruchu drogowego.

W tym czasie Basieńka biegała od zawodów do zawodów: tu 5km, tam 10, tu bieg kobiet, tam 5km w ramach Półmaratonu Bydgoskiego. Jej wyniki mnie frustrowały. „Piątkę” z reguły zaliczała poniżej pół godziny, gdy ja ciężko kuśtykałem w przedziale 31-34 minut. No cóż, ani orłem, ani strusiem, nigdy nie byłem. Mało tego, mimo miesięcy krążenia po ulicach nie polubiłem biegania i nigdy nie biegło mi się łatwo.
Chociaż na ostatnim treningu przed Bydgoskim Biegiem Niepodległości po raz pierwszy miałem czas 30 min., do biegu przystąpiłem pełen czarnych myśli: będę ostatni albo nawet nie dobiegnę do mety. Totalny blamaż i wstyd przed Basią!

Do biegu w Dniu Niepodległości poza Basieńka i mną zapisali się jeszcze nasi znajomi – Artur i Karol. Obaj biegali jak gepardy i byli wygami niejednej imprezy sportowej, więc byli poza naszymi możliwościami dogonienia.

Wreszcie nadeszła niedziela 11 Listopada. Po kościele Janusz nagle mi oświadcza, że… też weźmie udział w biegu! Osłupiałem. W tajemnicy przede mną zapisał się i poćwiczył sobie trzy, cztery razy po godzince w parku!
Spytałem, czemu zmienił zdanie.

- Widzisz, żeby pamiętać. Wiele było różnych rocznic, a ile się z tego pamięta? Co zostaje w głowie? Jak pobiegnę, to po zawsze będę wiedział, co robiłem 11.XI.2018 roku w stulecie odzyskania niepodległości. –

Na Placu Wolności, skąd zaczynał się bieg i gdzie się kończył był potężny tłum. Ale udało nam się odnaleźć i Basieńkę, i Artura, i Karola. Były też Beata i Lidka, które przyszły nam pokibicować.





O 15,00 ruszyliśmy. Trzymaliśmy się całą piątką razem, lecz ogólna przepychanka na Gdańskiej sprawiła, że szybko straciliśmy się z oczu.
Byłem podenerwowany. Serce waliło mi jak młotem. Myślałem, że jak podczas treningu, wszystko się uspokoi po jakimś kilometrze, ale gdzie tam! Mało tego: niby kontrolowałem oddech, ale zbyt głęboko nabierałem powietrze w płuca. Jakbym nurkował , a nie biegł.
Na Kamiennej zaczęli mijać mnie inni. Nawet kobiety, co dla maskarady, do białych koszulek z logo Biegu Niepodległości włożyły czerwone spódniczki baletnic i jakiś facet z dziesięcioletnim może berbeciem. Na 3-go Maja zacząłem rzęzić. Tu i na Konarskiego mijali mnie już wszyscy. Całe stada biegaczy. Na Konarskiego niby w dobrej popijawie urwał mi się film. Nie wiem, jak znalazłem się w Parku Kazimierza Wielkiego. Widziałem tylko plecy grupy, która jakieś dwadzieścia metrów podążała przede mną. Byłem sam. Na miękkich nogach, z wielkim brakiem powietrza w płucach i z zaparowanymi od gorącego oddechu okularami. Publiczność zaczęła mi klaskać, a to znaczy że byłem ostatni, bo ostatniemu się klaszcze za upór i by dotrwał do mety…
Dobiegłem. Pamiątkowy medal z rąk ładnej dziewczyny i woda mineralna. Oprzytomniałem i okazało się, że nie byłem ostatni, że za mną inni jeszcze biegli i biegli. Wkrótce zjawiła się Basieńka, a potem Janusz…

Na 1276 biegnących byłem 593 (w swojej kategorii wiekowej – 27), Basia – 688, Janusz – 924. Z czasem 26’31”75’” o cztery minuty pokonałem samego siebie, ale… wolałbym mieć gorszy wynik, byle bieg był przyjemniejszy, byle nie przypominał piekła wypluwającego płuca gruźlika, byle ramię w ramię z Basią i Januszem.

Basi – mimo wyniku 27’00”70”’ – też źle się biegło. Jedynie Janusz ze swego udziału był zadowolony. Podszedł do imprezy na luzie i z czasem 29’25”50’” po kilku godzinnych treningach osiągnął to, na co ja potrzebowałem aż ośmiu miesięcy ćwiczenia. No, ale on uprawiał triathlon…
Ciekawe, jaki miałby wynik, gdyby trenował nie przez kilka godzin, a przez kilka miesięcy?


Od lewej: Artur, Karol, Janusz, Basieńka i ja.









Wszyscy ukończyliśmy bieg i to się liczy. Doszliśmy do wniosku, że w kolejną setną rocznicę raczej nie będzie nam się chciało biegać. Raczej wymyślimy coś innego – wszak mamy na to całe sto lat.

Szkoda tylko, że czcząc Niepodległość Naszej Ojczyzny, dla Targowiczan i Unii Europejskiej jesteśmy faszystami, a dla Donalda – kapciowego Króla Europy – Tuska jesteśmy bolszewikami. No cóż, ojkofobia ma u nas długą tradycję i zawsze przybiera brzydką formę.